Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Podobnie też i ja nie mogę mówić sprzecznie ze swą naturą. Ale mogę unikać z nim rozmowy wogóle, i to ci przyrzekam, Jasonie!
Piskliwy głosik Jasona zwrócił uwagę amanuenta i niemieckiego uczonego, tak że spojrzeli nań obaj jednocześnie. Oczy Niemca, rozwarte szeroko, nabrały wyrazu osłupienia. Ale zbudził się po chwili z tego stanu, ziewnął z demokratyczną bezceremonjalnością, przeciągnął ramiona i podsuwając w górę rękawy, zaproponował ludziom, znanym sobie ledwo z nazwiska, i trzeciemu całkiem nieznanemu, by dla rozprostowania członków zagrali z nim w pewną rzecz. Oświadczył, że w domu grywa w to dla rozrywki, po pracy. Należy stanąć na rękach i nogach... Ano... spróbuj pan naprzykład! — rzekł, wskazując Jasona. — Nie tak! Źle! W ten sposób stać należy! A teraz podnoszę poły pańskiego surduta — objaśniał dalej uczony — i... każdy z nas daje panu klapsa. Musisz pan odgadnąć, kto to! Ale nie patrzyć! Oczy zamknąć! Taaak! To jest stara zabawka marynarska.
— Nieco smołą cuchnie, mojem zdaniem! — wtrącił Hans. — Przebija w niej tak zwany duch współczesnej epoki.
— Możnaby ją nazwać duchem współczesnym! — rzekł amanuent, śmiejąc się do łez, a uczony podsunął okulary na czoło.
Padło pierwsze uderzenie, a Hans spytał:
— Jasonie, chłopcze drogi, powiedz, kto to?
W tej chwili otwarto drzwi sali i stanął w nich starszy bibliotekarz. Podniósł obie ręce i spytał głosem cienkim i ostrym, jak igła: