Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/418

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chustkę i wetknął ją pomiędzy guziki surduta na piersi. Czuł wzruszenie i nie był pewny, czy nie wybuchnie lada chwila płaczem. Kroczył, a po całym zaśnionym domu tętnił stuk jego laski.
Po chwili wrócił do żółtego gabinetu, otwarł drzwi do dawnego pokoju ojca i wszedł. W kącie stało kilka pełnych worów, na ścianie wisiały powrozy i liny tręzlowe, część zaś podłogi pokrywało rozsypane nasienie trawy. Hans dostrzegł wyraźnie mimo ciemności fotel ojca przy oknie. Stał długo u drzwi, aż osłabłe jego oczy nawykły zwolna do mroku. Potem podszedł do fotela ostrożnie, za każdym krokiem stawiając laskę przed sobą. Chmiel piął się z zewnątrz po zielonych prętach, cicho spała zatoka pośród lesistych brzegów, a błękitne kwiaty ogrodowych rabat pozamykały kielichy. Czasem przemknął jeno cicho i szybko nietoperz w pościgu za łupem, lub też spadł na biały piasek. Panowała taka cisza, że Hans słyszał szelest każdego spadającego liścia i tykot zegara w żółtym gabinecie.
Wybiło pół do trzeciej.
Stojąc przed fotelem, zamknął oczy i przywiódł sobie na pamięć tę dawno minioną chwilę, kiedy siedzący u okna ojciec polecił mu wyryć w pamięci każdy rys swej twarzy. Widział go najwyraźniej w duchu, gdy jednak otwarł oczy, na fotelu nie było nikogo. Przez całą noc fotel pozostał pusty.
Nie spuszczając z oka ni jednego cienia, czekał, ale całe wzruszenie minęło teraz bez śladu. Pozostała jeno ciekawość bacznego eksperymentatora wobec rzadkiego doświadczenia. Z góry przysposobił sobie trafne objaśnienie na wypadek ujrzenia widziadła i sprawiło mu to taką przyjemność, że radby był