Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/398

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jest rodzoną siostrą asketycznego rozpłynienia w kontemplacji. Wokoło nas brzmi pośród życia stare kazanie anachoretów: — Ach, jakże kwaśne są te winogrona, rzekł lis! Ach, jakże są kwaśne! — Taki jest twój pogląd? Nie mogę cię teraz widzieć w ciemku, ale spodziewasz się pewnie, że zacznę oponować na podstawie zielnika, czy mikroskopu. Zwę się wolnomyślicielem, gdyż wyobraźnia moja tworzy bez pierwowzoru teologicznego, ale prawdziwego wolnomyśliciela nie wydał zgoła świat. Zarówno pewnie wiem, że kiedyś człowiek zacznie wznosić swemu pożądaniu świątynie wspanialsze, niż wszystkie dworce kolei, jak wiem, i to niewątpliwie, iż głupi nasz materjalizm zostanie zrewidowany. Otóż wiedz, że poglądy nas obu na te sprawy są bardzo podobne.
Stuknął okularami po stole, i ciągnął dalej:
— I ja również podjąłem dawnemi laty podróż, kierując się atoli ku samotnej skale, zwanej wyspą gwoździa i młota. Leży ona tam, w pobliżu tokarni poza oceanem tego dywanu. Jako doświadczony żeglarz przepłynąłem morze w małej łódce i mieszkałem na wyspie siedemset lat. Ludność wysepki cicha była i dobroduszna, przytem wyłącznie praktyczna. Ludzie ci kręcili koła tokarń i rzezali deszczułki, mieli bowiem duszę w palcach. Były to postaci małe, przysadkowate, o spokojnych, mądrych rysach, a gdy im dałem receptę na lakier, by zostać obrany królem, poprzyjaźniliśmy się wielce. Słuchaj dalej: Niebawem zauważyłem, że zaczęliśmy z sobą iść w zawody, kto najpiękniej toczy i najkunsztowniej buduje domy. Nadawałbyś się na kapłana tej wysepki gwoździa i młota. W pięknie zbudowanym człowieku, w tkaninie mej opończy, w szybie okna odnajdywaliśmy