Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/384

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Sądzę, — zauważył Hans — że trochę pośpiechu czasem nie zawadzi. Trudno korzystać z cudzego doświadczenia, a ten, kto nie musi kitować pęknięć własnych, czuje się niezdarą, jakby nigdy w życiu nie był młodym.
— Może masz słuszność. I ja za lat młodych nie drepciłem spokojnie, to też siadłem potem w kącie do polerowania. Nie wiodło mi się zrazu. Znam tu na pamięć każdy kamień, kołek w płocie, łatę pokrycia mebli, oraz każdą, tak zwaną myśl mego drogiego brata Didricka. Znam też samego siebie na pamięć i wiem, że stałem się jeno mniej gładki i bardziej kańciasty. Niedobrze jest, widać, tak być ciągle samotny i uczyć się na pamięć siebie samego. Wiem dobrze, iż człowiek musi kształtować siebie i iść w tym kierunku, który uzna za swój. To, co człowiek wybierze, jest dlań najodpowiedniejsze. Ale weż pumeks i spróbuj raz jeszcze. Widzisz, teraz idzie już o wiele lepiej.
Ojciec usiadł, odsuwając fotel w bok tak, by móc śledzić pracę syna. Zdjął okulary i położył je na książce. Rzucał czasami spojrzenie na dwór, gdzie niebo pokryły chmury i zaczął padać śnieg.
— Deska już dość gładka, zdaje się! — powiedział Hans po chwili.
— Weź tedy z pudełka po prawej... nie, z tego mniejszego... szczotkę i płatek. Zdrapane wióra należy starannie usunąć, inaczej bowiem, lakierowanie wypadnie źle. Nie masz pojęcia, ile przyjemności dawała mi ta praca, teraz zaś każdy ruch ręki przypomina mi, co mnie czeka. Urodziłem się do czynu i nader boleśnie odczuwam niemoc, która sprawia, że jestem ciężarem sobie samemu i innym. W wieku