Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

solenne przyrzeczenie, że nie wspomni o tem nikomu, nawet swej również starej kumie. Pewny był, oczywiście, że najdalej do południa wieść obleci całe miasto.
Tymczasem został Alienus Augustus zaproszony przez władze miejskie, by zaszczycił swą obecnością zapasy, jakie miał stoczyć Tuklat z najsłynniejszymi gladjatorami.
Był to parny, mglisty dzień wiosenny, bez słońca, ni deszczu. Poprzedzony liktorami, którzy miast fasces nieśli tyrsy bachantek, wstąpił cezar na balkon, przytykający do areny i osłoniony błękitnym cieniem namiotu. Nad purpurą triumfatora i zwiędłym wieńcem mirtowym połyskiwała na jego głowie promienista korona, którą Rzym ofiarował swemu bogu-człowiekowi. Spływające aż na piersi włosy jego i brodę przesnuwały już srebrne nitki, tak że wyglądał jak posypany popiołem. Oczy miał opuszczone na lwią skórę, pod stopami rozciągniętą.
Tuklat chodził tętniącym krokiem pośród swych lanc, pozatykanych w piasek areny. Tępe miecze wojenne błyskały w krwawych jego rękach, a groźne wyzwania tonęły w oklaskach niezliczonych tłumów, jakie przepełniały amfiteatr olbrzymiego gmachu.
Za chwilę pojaśniało niebo, a Alienus Augustus przystąpił do poręczy balkonu okrytej barwistą, azjatycką matą i dał znak przerwania walki. Niby piana morska w słońcu, zajaśniał barwami tłum, gdyż wszyscy wstali, pragnąc posłyszeć jedno bodaj słowo cezara.
— Młodość moja — rzekł — zetlała na stosie pogrzebnym Sardanapala, wiek męski rozpływa się w mgłę, staje dymem nad popiołami. Zabłądziłem i nie rozpoznaję już drogi swej przez cienie i ciernie.