Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

płe futro, kroju orjentalnego, którem się okrywał. Trzymał się prosto i z godnością, jak przystało człowiekowi wielkiego rodu, i panował nad sobą, z samego już nawyku.
— Pisarze i żołnierze twoi niezbyt się lubią! — zauważył Hans Alienus po licznych powitaniach.
— Wszakże wiesz, — odparł namiestnik — że człowiek liczy zawsze, dając sobie samemu numer pierwszy. Powiedz mi, czem gardzisz, a ja ci powiem, jak dalece jesteś ograniczony.
— Umiałbym ci odpowiedzieć, gdybym miał lat dziewiętnaście. Ale przeżyłem już setki lat i wszystko, co mi ongiś było pewne, chwieje się w oczach moich. Doszły mnie wieści o bystrości twego rozumu, przybyłem przeto, jako upadły kapłan Dionizosa, z prośbą o jałmużnę. Tutaj, na sznurze, noszę u pasa tabliczkę czarodziejską, z której znika wszelkie kłamstwo. Napisz na niej, co sądzisz o życiu, to będzie jałmużną moją.
Piłat Poncki ujął go uprzejmie i z godnością za ręce i powiódł przez szereg niewielkich komnat.
— Przebacz mi, gościu mój, że nie proszę cię siadać, ale zimno tu nieznośnie. Zaszczyć mnie obejrzeniem zbiorów moich.
Wskazał na ściany, gdzie widniały na wąskich półkach niezliczone pantofle, trzewiki, sandały i haftowane złotem ciżmy.
— Nic mię tak, zaprawdę, nie cieszy jak mój ukochany zbiór. Nie nadaję się na aktora, to znaczy osobistość publiczną. W tej roli bywam szorstki i lakoniczny, to też posądzają mnie często o okrucieństwo. Podobno istnieje nawet zamiar usunięcia mnie z urzędu. Znieść nie mogę giętkiej obłudy