Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Juljusza Cezara, jaką frymarczy. Uwolnij mnie od grozy, że nie umrę nieznany, że zostanę nazwiskiem, szeregiem liter, który sobie przeciwnicy rzucają, jak piłkę. Widziałem już tyle grymasów kłamliwych w marmurze i bronzie. Spraw, bym osiągnął zapomnienie.
— Zapominasz, widzę, o tabliczce woskowej! — rzekł Hans Alienus.
Piłat Poncki dotknął dłonią serca, z nienaganną grzecznością, która go osłaniała przed światem i zmuszała innych do podobnego gestu szacunku.
— Najlepiej się czuję w zaciszu życia prywatnego, — odpowiedział — ale rodzina skłoniła mnie w młodości do objęcia urzędu, do funkcyj służbowych. Nie byłem zamożny. Miast ratować państwo, wolę w wolnych chwilach opisywać poszczególne sztuki mego zbioru, który, mówiąc nawiasem, kosztował mnie dużo.
— Chcesz koniecznie zapomnieć o woskowej tabliczce?
— Spójrz, proszę, na ten dziwny trzewik, dobyty z grobów królewskich Jerozolimy. Tamte zaś szare, kudłate, futrzane ciżmy pochodzą chyba z prastarej Tule. Kupiłem je od pewnego rozbójnika morskiego, człowieka silnego, który mógł osiągnąć nieśmiertelne imię, zarówno na polu ducha, jak i wojennem.
— Po raz ostatni śmiem zapytać, czy zechcesz wypróbować mą tabliczkę, zapisując na niej swój pogląd na świat?
Piłat Poncki wzruszył ramionami i rzekł:
— Pocóż psuć twą tabliczkę zapisywaniem tego, czy innego dowcipu. Przebacz mi niegrzeczność moją, ale prorocy to nudni goście i nudni gospodarze. Powiem ci sub rosa, że jestem zwolennikiem nauki