Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sardanapal jął kręcić wrzeciono zręcznie, z kobiecym wdziękiem, i powiedział:
— Dziękuję ci za rady. Ale dowcipu, ni błyskawicy nie można zamówić wedle woli. Może znasz co innego?.
— Anegdota.
— Cóż to znaczy?
— Prócz dowcipu istnieje inny jeszcze puhar biesiadny, podawany z ust do ust podczas wesołego zebrania. Jest to opowieść o zdarzeniu, wywołująca miły nastrój, lub podziw.
W tej chwili upuścił Alienus przypadkiem wrzeciono na kamienną posadzkę, a Sardanapal drgnął i przycisnął trzęsącą się dłonią serce.
— Widzisz, — powiedział — jak rozkosze nadwerężyły ciało moje! Za lada łoskotem drżą mi ręce i bije serce. W duszy nie boję się niczego, nawet śmierci, która jeno pobudza ciekawość moją i z którą radbym igrać, jak igrałem z życiem. W chwilach potrzeby dosiadałem wozu bojowego, gromiłem nieprzyjaciół i pokrywałem ich skórami bramy miasta. Ale zawsze miałem namiot nad wozem, by wojownicy nasi nie spostrzegli, iż widok krwi przyprawia mnie o mdłości. Jakże mam poddać woli wątłe ciało moje, by było powolne, gdy obmyślę dla Sardanapala nieśmiertelny skon? Już przed twem przybyciem przepowiadali mi bliski upadek różni prorocy i znawcy gwiazd. Nastąpi on, kiedy wojska, oblegające od lat dwu moją Niniwę, otrzymają posiłki ze strony wielkiej powodzi. Ale ciało me, to najoporniejszy z mych poddanych, przeto skażę je na śmierć okrutną, godną gniewu Sardanapala.