Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sennych marzeń i szminka na mej twarzy, czy farba na paznokciach. Wymalowany na tej kamiennej ścianie cietrzew jest równie dobrze wytworem natury jak żywy, który właśnie tokuje w parku. Jeśli któryś z mych dworaków wielbi mnie napuszystemi słowy i wymownemi gestami, to jest to akt równie naturalny, jak parowanie się wilków w pustyni. Dokądże tedy zmierzasz twemi słowami o naturalności i sztuczności? Jestem równie naturalny, jak jaskółka, która oto śmigła przez otwór świetlny dachu.
Hans Alienus złożył także na kolanach wrzeciono, poruszane niewprawną dłonią, i spojrzał z tajoną czcią na człowieka, któremu oponował nie sercem, lecz słowami, celem wybadania go.
A Sardanapal dodał:
— Czyżby w czasie, kiedy bogowie kształtowali ziemię, ktoś nazwał naturalnym ów zalew płonącej materji? Cóż za sprzeczny z naturą pogląd, by część tego rozjarzonego błota miała kiedyś zostać tym zamkiem, a inna część wędrownym Hansem Alienusem? Tymczasem, zbadawszy przez chwilę, nazywamy to naturą, lub niezmiennem prawem... Cóż jest atoli prawo?
— Dla nas, ludzi, istnieje jedno jeno prawo, przeciw któremu buntować się nie mamy powodu, mianowicie wola nasza. Tę właśnie wolę podniosłeś na wyże. Jeśli zaś jesteś wyobrazicielem ideału człowieczeństwa, to musisz żywić pragnienie, by cię pokolenia przyszłe czciły jako bóstwo. Ale wyprorokowałem ci rychły skon i dodaję, że zapomnienie będzie usiłowało pogrześć twe imię.
— Nie mówmy o przyszłości. Troska o przyszłość zabija chwilę bieżącą. Powiedz natomiast, cze-