Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pustą przestrzeń pomiędzy katami a matą, utorowała sobie przez tłum aż do wojowników drogę Girgil. Nieraz towarzyszyła ona Abu-Rasakowi i znała Niniwę, ale głos jej przejawił zaraz, że jest córką Babilonu.
— Duch wina? — krzyknęła podniecona. — Dajcież spokój paplaninie! To nie duch wina palmowego, ale mąż mój, Hans Alienus!
Odpięła jeden sandał i chciała uderzyć za karę Hansa po wierzchu głowy, ale wstrzymał ją jeden z wojowników.
Gdy rabsak Sardanapala posłyszał imię pojmanego, wstał przerażony, gdy wspomniał zaproszenie pana swego. Był to chudy człowiek, o ostrych, wyrazistych rysach i przenikliwych, czarnych oczach.
— Jeśli duch wina palmowego jest Hansem Alienusem, nie może być winowajcą, bowiem to gość królewski. Otworzyć bramę!
Obok stał naczelny rzezaniec, z czerwoną szminką na murzyńskich policzkach, strojny w zausznice pierścienie, niby kobieta. Skinął na woźnicę i powiedział mu:
— Ten, komu danem jest stanąć przed oblicznością króla, winien powitać go twarzą ku ziemi zwróconą.
Oczy Tuklat-Nirgala błysły jak szpilki z pod hełmu. Mlasnął wargami i jął się sposobić do zatknięcia lanc w ziemię. Uczyniwszy to, zaczął chodzić pomiędzy niemi, przyczem wyzywał obecnych groźnie na pojedynek. Mimo skrępowania, nie puścił z rąk broni, także ją zatrzymał w łykach, które teraz rozcięto. Kosmata, lwia skóra okrywała jego mocarne członki oraz wydatny brzuch, a za każdym krokiem żłobił głębokie ślady w miałkim piasku.