Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Naczelny rzezaniec uspakajał go pośpiesznie, czyniąc wymowne gesty.
— Twój nowy pan — szeptał mu z niepokojem — nie posiada innej godności, prócz tego, że jest Hansem Alienusem, ale król w bezgranicznej łasce swojej zezwolił, by go powitał stojąc, jak równy równego. Ty sam musisz jednak zostać poza okręgiem zamku.
Woźnica zmarszczył brwi, ale Hans Alienus zerknął nań surowo, tak że usłuchał i oparł o mur swe lance i miecze.
— Jestem twym wiernym sługą! — powiedział. — Noszę na szyi otrzymany od ciebie woreczek. Będę spał pod bramą, ty zaś, wchodząc i wychodząc, depc po plecach moich, wydając rozkazy.
W tej chwili wydał naczelny rzezaniec przenikliwy pisk na kościanej fletni, a brama, pchnięta skrytym w jednej z piramid mechanizmem, rozwarła się naoścież. Ziewając, przecierając oczy, przybrany w białą, poplamioną ciemnem winem szatę pielgrzymią, przekroczył Hans Alienus próg.
W ten sposób odbyło się wejście cudzoziemskiego tokarza muszli ślimaczych do sardanapalowego miasta.
Mając za sobą naczelnego rzezańca, szedł i mijał przeróżne budynki, przepełnione wojownikami, kucharzami i niewolnikami, którzy krzątali się żywo koło zajęć swoich. Na powtórny wrzask fletni rozwarła się druga brama, podobna do pierwszej, i stanęli na brukowanym dziedzińcu, zwanym „przedsionkiem szczęśliwości“.
Hans Alienus ujrzał po lewej stronie otwarte hale bibljoteczne, z mnóstwem pokrytych pismem cegiełek, ułożonych w stosy. Kilku niewolników zapisywało