Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wina przybył do miasta waszego? Czegóż chcecie? Jałmużny? — rzucił na głowy tłumu okruchy ciasta. Potem cisnął również kilka bogato haftowanych poduszek, wreszcie hełm i zbroję. Jeden ze szmaragdów odskoczył w upadku i podleciał ponad wyciągnięte ręce, niby iskra z pod młota. Zgiełk wzrastał ciągle. Nagle Hans ujrzał w świetle padającem od okna, pośród tłumu, dwie znajome twarze. Były to jego żony i zrozumiał zaraz, że powodowane zazdrością tajemnie śledziły wóz z beczką.
Zamknął tedy i zaryglował okiennicę.
Tymczasem wyłamano bramę. Przez kilka jeszcze godzin bronił dostępu woźnica swemi lancami i mieczami, wkońcu jednak, po wielokrotnem wzywaniu, zjawili się nocni stróże miasta, zwani obrońcami porządku. Byli to zaspani, niechętni ludzie z latarniami i laskami, ozdobionemi w sowie głowy. Co trzy godziny wędrowali, napoły przymknąwszy oczy, powłóczystym krokiem przez główne ulice, przez resztę zaś czasu spali, zażywając spokoju. Przy pomocy rozgniewanych wielce obrońców porządku powiodło się nakoniec służbie pokonać i związać woźnicę, który jednak krzyczał tak głośno, że wrzaski jego słyszano w całej dzielnicy.
Około świtu zjawił się wreszcie w podwórzu, ziewając, Hans Alienus. Był blady, szaro-żółty, miał podkrążone oczy i wieniec mirtowy na jednem uchu.
— Duch wina palmowego zaczarował dom naszego pana! — powiedzieli służący, związali mu ręce łuczywem i pchnęli w objęcia obrońców porządku.
Najstarszy z tychże spojrzał, gładząc w rozmyśleniu brodę, na pojmanego.