Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W koło kapliczki ustawimy stoły,
Naniesiem kwiatów, poigrają dzieci,
Urządzim triumf wielki, a wesoły!
Niech los rozstrzyga, dajcież żywo kości!
Rzucamy!... Jakto? Cztery, dwa i ośm,
Teraz, ostatni Hans niech rzuca... prosim!
Potrząśnij dobrze! Ano... cóż się stanie?
Ha, to dwunastka! Wygrałeś, acanie!
———————————
Dziwne zrządzenie! Radbym wam powiedzieć,
Jakto spotkałem Hansa Alienusa.
Jakiś wędrowiec stanął w moim progu,
W kąt rzucił laskę, zdjął tłumok z ramienia
I rzekł nieznane zupełnie nazwisko.
Za chwilę jednak byliśmy jak bracia.
Szarą godziną zwierzeniaśmy snuli,
A odzież jego schła z deszczu, w kominie.
Dziwne miał losy, przedziwne zaiste!
Nieraz mnie dreszcze przenikały mrowiem,
Przeto, rzucając zwroty uroczyste,
Jeżeli chcecie, poprostu opowiem.
———————————
Pewien profesor, Szwed, w dalekim Rzymie,
Na wielkie, w wiedzy, zarabiając imię,
Zakończył dzieło, przetarł okulary
I stwierdził, iże tam stał Rzym prastary.
Gdy tak dokonał pracy, co nie letka,
Śliczna go za nos złapała brunetka,
Wzięła za męża, raj sprawiła wszelki,
A gdy raz, w północ sięgał do butelki,
Z ostatnim dźwiękiem rzymskiego zegara,
Bocian nos wścibił przez okno... poczwara.
———————————