Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Radość go wzięła zaraz niesłychana
I w luźne fałdy odzian szarafana,
Kląkł, jak w figurze wdzięcznej kontredansa,
I na swe łono przyjął syna... Hansa!
Chciał uczcić chwilę, ale snadź wzruszenie
Sprawiło, iże wziął przez roztargnienie,
Miast dzieła swego, leksykon ogromny
I zamaszyście wypisał na karcie:
„Synowi memu na życia otwarcie!“
Kochał go bardzo, czuły był, jak matka,
Pragnął mu życie przysposobić całe,
Siedząc przy malcu, mówił do gagatka,
A malec patrzył i świat ten poznawał.
Gdy już wyczerpał całą mądrość swoją,
Rzekł: — Synu drogi, jedna jeszcze rada!
Wiedz, że ci czynnie tutaj żyć wypada,
Nie patrz, jak drudzy rozgrabiają dobro,
Nie myśl, lecz garnij do się ręką chrobrą!
———————————
W czas jakiś potem, ukończywszy misję,
Profesor raczył wreszcie wziąć dymisję
I syt pieniędzy, oraz pięknych rzeczy,
Osiadł na pensji... racja, któż zaprzeczy?
Lecz równocześnie prysło szczęście jego.
Jejmość przybrała, nie wiedzieć dlaczego,
Gest Mesaliny, wierność swą na płocie
Wieszając. Miała zaraz gachów krocie,
Jęła się bawić, zmieniać garderoby,
Bywać w teatrze, kochała też Boga,
Lecz obok niego ... duchowne osoby...
Przyszłość stanęła przed uczonym sroga!
Niewiele myśląc, zabrał z sobą syna,
Talizman życia, dzieło wielu nocy,