Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wyobraźnią? Odpowiedź na wszystko to nie uczyni mnie starszym, domu mego chłodniejszym, krajobrazu bardziej ponurym, ni słabszym promienia słońca. Czy dola i niedola moja zależy od wniosku logicznego? Czy może tak twierdzę, by móc powiedzieć nocą, przy otwartem oknie: — Spojrz na te niezliczone światy, jakąż rolę w tej całej maszynerii odgrywa twe szczęście lub nieszczęście, w ciągu tych paru lat, kiedy istniejesz. Pomyśl jeno Hansie, co z ciebie za człowiek! — Nie wiem, co mam odpowiedzieć, wiem tylko, że się czułem silniejszym, kiedy na życiu nie było jeszcze mgły jesiennej i kiedy dzieckiem pasłem szyszki sosnowe, jako baranki, nie pytając o nic.
Chcąc zaczerpnąć powietrza, jął teraz odbywać rankami spacery poza mury miasta. Za każdym razem, szedł o pewnej godzinie ciężko sapiący pociąg towarowy. W przejrzystych wagonach z listew było bydło, które wieziono z pastwisk południowych na rzeź, w okolice północne. Pozbawione przez dni kilka jadła i wody zwierzęta, wieziono jak martwy towar i sieczono batami po stacjach, gdy padały i zachodziła obawa zaduszenia. Niektóre ryczały przyciskając pyski do łat i patrzyły podbiegłemi krwią oczyma. Społeczeństwo bieżącego wieku nie przebierało w środkach tam, gdzie szło o zdobycie luidora.
Wracał z tych rannych przechadzek podrażniony i kipiący głuchym gniewem, po części na samego siebie. Najbrutalniejszy i najbardziej samolubny pijak nie był bardziej zbyteczną dla życia istotą niż on, siedzący w domu, niby zwinięty okularnik. Jeśli nie mógł oddać życiu przysługi innej, poza siedzeniem w jamie i fabrykowaniu formułek życiowych, to pocóż przyszedł na świat w ogóle?