nych chwil spędziłem z nią razem. Kiedy drzwi mojej celi zamykały się po podaniu mi jedzenia, zawsze razem z miską na stole zjawiała się i myszka i skakała wokoło miski. Podsuwałem jej skwarki i najlepsze kąski mego skromnego pożywienia. Nie obawiała się mnie wcale. Tak ją wytresowałem, że wdrapywała mi się na głowę i schodziła zpowrotem na stół. Dla lepszego poznania jej pomalowałem jej ogonek na żółto. Zrobiłem to poto, by się przekonać, gdy mnie przetranzlokują do innej celi, czy ona także za mną podąży.
Dłuższy czas rozmyślałem nad tem, czy nie udałoby się posługiwać myszką dla jakichś poważniejszych celów? Celem moim, — czytelnik napewno się domyśla, — było zawsze to samo: jakim sposobem wydostać się stąd na wolność? Nosiłem się z zamiarem, w który sam nie wierzyłem, by nauczyć myszkę wynosić grypsy do innych cel, abym mógł się porozumiewać z tymi kolegami, na których mogłem polegać. Fantazja unosiła mnie coraz dalej i nawet już myślałem, że myszka tak się udoskonali, że nawet za bramę będzie grypsy wynosiła. Budowałem zamki na lodzie. Chwytałem się jak tonący brzytwy: w nic nie znaczącej małej myszce pokładałem całą nadzieję, nadzieję odzyskania wolności. W mojej wyobraźni, gdy o tem myślałem, myszka wyrastała do rozmiarów słonia.
Nadzieja moja jednak rozprysła się wkrótce jak sen, po kilku nieudanych próbach w tym kierunku. Zostałem wkrótce, nie wiedząc z jakiej przyczyny, przeprowadzony do innej, gorszej celi. Rozstałem się z myszką na zawsze...
Dano mi teraz pracę.
Wszyscy więźniowie, w nagrodę za dobre sprawowanie się, codziennie zrana wypuszczani byli pod wały więzienia do rąbania drzewa. Ja także choć raz w życiu miałem zaszczyt należeć do „dobrych“. Było to wówczas jedyne zatrudnienie więźniów, reszta siedziała bezczynnie w celach. Później, bliżej wiosny, założono tu warsztat torebkarski. Starych aktów i rozmaitej makulatury po Rosjanach i Niemcach tu nie brakło: kilka pokoi było tem zepełnionych. Ślusarnia, stolarnia i warsztat krawiecki i szewski dopełniły całości warsztatów więziennych. Pracę wykonywano tam tylko na potrzeby „Czerwoniaka“.
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/45
Wygląd
Ta strona została skorygowana.