Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Skoro możesz mnie zestawić z „zimną kokotą“, więcej nie będę się wtrącała do twoich spraw. Ale, pamiętaj, że pożałujesz tego... — rzekła obrażona Regina.
Wołkow staczał ze sobą walkę wewnętrzną. Wreszcie przystał na plan Reginy. Po kilku minutach Regina już miała tę kolię w swoim posiadaniu. Bez ceregieli kazała mu się odwrócić do ściany, by, jak wyjaśniła, ukryć klejnot w pewnym miejscu...

A tymczasem, na ulicy już panował ożywiony ruch. Słońce dawno weszło. Trzeba było się śpieszyć do Urzędu Śledczego. Pożegnał się z Reginą, która go zapewniała wielokrotnie, że zawsze będzie mu wierna. Wołkow, wychodząc, znów natknął się na śpiącą „zimną kokotę“. Chciał ją kopnąć, ale Regina nie pozwoliła na to.
— Ona jest nieszczęśliwa — wyperswadowała Wołkowowi — sądziła, że Janek ciebie zastąpi, ale srogo się zawiodła...
Ledwo Wołkow zamknął za sobą drzwi, „zimnu kokota“ zerwała się z miejsca i zawołała śmiejąc się na głos:
— Takiego idioty, jak Wołkow, jeszcze w życiu nie widziałam!
— Gdy, my, kobiety bierzemy mężczyznę w obroty, musi stracić rozum — uśmiechnęła się Regina. — Sądzę, że Krygier będzie zadowolony dziś ze mnie..
— A ze mnie? — śmiała się na głos „zimna kota“. — Coprawda z tego „interesu“, który podsłuchałam, nie będę więcej miała niż.... ale na miesiąc czasu starczy, aby być „pod gazem‘“. Brylanty już mnje nie obchodzą — dorzuciła ze smutkiem w głosie.
Regina uspokoiła ją i radziła, by zapomniała o Janku:
— Ci ludzie — mówiła — mają serca z kamienia. Obie jesteśmy zakochane, ale nasze marzenia nigdy się