Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Stać ich na to, by nic nie robić i hulać. Wzięli sobie urlop. —
— Pewnie, że się obłowili.
— A może wogóle wyjechali za granicę kto wie? — rzucił Wołkow uwagę, niby baionik próbny.
— I to możliwe, tylko że nie daję temu wiary...
I Żarski zatopiwszy wzrok w Wołkowie, rzekł ze skupioną uwagą:
— Czy pan wszystko zrobił, by tę bandę zlikwidować?
— Tak. A pan wątpi?
— Mam pewne poszlaki, które zadają pańskim twierdzeniom kłam — odparł żarski.
— Dowody?
— Niezbite. Najlepiej będzie, gdy zagramy w otwarte karty, panie Wołkow — zerwał się Żarski z miejsca.
Również Wołkowa rozmowa ta poniosła. Ironicznie zawołał:
— Proszę bardzo. Rozmowa nasza zapowiada się wcale ciekawie.
— Więc, wiedz, że mam dowód iż w hotelu rozmawiałeś z klawym Jankiem i że puściłeś go na wolność. Gdy ja oczekiwałem ciebie na korytarzu, tyś mnie tam zdradził! Tak, tak! Tak postępuje tylko zdrajca!
Komisarz Żarski uczynił ruch, jakby chciał nacisnąć dzwonek, by wezwać kogoś do gabinetu, ale cyniczny uśmiech Wołkowa powstrzymał go od tego.
Wołkow wygodnie rozsiadł się w fotelu założył nogę na nogę, zapalił papierosa i rzekł:
— Dziwię się panu, panie komisarzu, że mnie uważa za „idiotę“. Deleguje mnie pan na spotkanie z osobą, której na świecie nie ma? Ale zrozumiałem też powody, dla których pan mnie wysłał z Urzędu Śledczego.