Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wien, że Krygier nie pozna się na tym i że nie będzie próbował ucieczki.
Dzieliła ich już niewielka odległość od Urzędu Śledczego, jeszcze jedna uliczka!...
— O ile się nie mylę, wnet będziemy na miejscu.. odezwał się Krygier. — Czy można wiedzieć za jakie przestępstwa pan mnie aresztuje?
— Rozumiem pana. Ma pan tyle przestępstw na swoim sumieniu, że nie orientuje się pan w sytuacji... Bądź pan spokojny o to, już sporządzimy odpowiedni spis. Przede wszystkim interesuje nas sprawa włamania do skarbca.
— O jakim skarbcu pan mówi?
— O tym pomówimy w Urzędzie Śledczym. Zresztą już jesteśmy bardzo blisko.
Zegar na ratuszu wybił godzinę piątą, gdy obaj znaleźli się na schodach, wiodących do Urzędu Śledczego. Szczupak był tak wyczerpany ze strachu i triumfu, że Krygiera odprowadził do pierwszej celi aresztu, gdzie Regina zakończyła tak tragicznie młode życie. Żelazne drzwi zatrzasnęły się za Krygierem. Pozostał sam w celi.
Krygier parsknął głośnym śmiechem. Nie mógł opanować wybuchu dobrego humoru. Ale już po chwili nastrój mu się zmienił.
— Co za idiota ze mnie! — wołał, przemierzając celę niewiadomo poraz który. — Poco szedłem do tej konfidentki?... Pomknąłem z Zakopanego do Warszawy?... Jakże nieostrożnie zachowałem się, wstępując do nocnego lokalu?.. Ale dlaczego ani Milczek, ani Antek nie uprzedzili mnie o grożącym niebezpieczeństwie?
Rzucił się na drewnianą narę, ustawioną w celi. Wzrok utkwił w ciemnym suficie. W celi robiło się coraz jaśniej, ale w jego sercu — coraz ciemniej. Przyszłość zapowiadała mu się w świetle ponurym.
Nie po raz pierwszy trafił do więzienia. Niejedno-