Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W pewnej chwili Krygier wstał i, zbliżywszy się do Janka, rzekł:
— Chodź!
Janek, jakby przebudzony, zawołał:
— Dość mam podłego życia! Dziś zrobię ze sobą koniec!
Krygier wybuchnął śmiechem:
— To byłoby największe głupstwo z twojej strony.
— Nie, ja tego przeżyć nie mogę!... Felek, kochany Feluś!... Com uczynił z tobą?... — tłukł Janek głową o ścianę.
— Zrobiłeś z nim to, co powinniśmy teraz uczynić z tobą — rzekł Krygier poważnie. — Ale tego nie uczynimy, a wiesz dla czego? Bo jeszcze jesteś nam potrzebny.
Janek spojrzał pytająco na Krygiera, jakby chciał coś wyczytać z jego twarzy.
— Jesteś nam potrzebny — ciągnął dalej Krygier — dla sfinalizowania naszych planów do końca.
— Jakich planów?
— Już zapomniałeś, widzę.
— To były urojenia. Jestem zgubiony.
— Tylko bez przesady. Nie trać nadziei, ani odwagi. Jeszcze jedną robotę wykonamy — i jedziemy zagranicę.
— Wszak już postanowiłeś opuścić Polskę beze mnie.
— Zamierzałem tak postąpić, ale pomyślałem, że lepiej będzie, gdy wykonamy wspólnie jeszcze jedną robotę. Wszak pozostałeś bez pieniędzy...
— Nie uważam cię wcale za tak dobrego, abyś się miał zatroszczyć o mnie... Gdy poprosiłem cię o pożyczkę, odmówiłeś... Na tym tle dopuściłem się zabójstwa Felka... To wszystko przez ciebie...
— Otóż dlatego... — rzekł Krygier. — Wziąłem to pod uwagę i nadal będziesz przy mnie. Tylko