Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ślady kompanów. Oho, ona potrafi trzymać go w szponach!
— Oby to się sprawdziło! — rzekł Wątróbka.
Wtem zbliżył się do Szczupaka jeden z wywiadow ców, zasalutował i zameldował:
— Panie komisarzu, melduję posłusznie, że komisarz Wołkow delegował mnie tutaj, aby was wezwać do natychmiastowego przybycia do Ogrodu Zoologicznego na Pradze, gdzie ma być powzięta doniosła decyzja.
Szczupak po chwili zastanowienia się odparł:
— Nie możemy stąd się ruszać. Powiedz komisarzowi Wołkowowi, że nie mogę stąd odejść i by wezwał innych ludzi do pomocy.
Po oddaleniu się wywiadowcy, Szczupak znów ukrył się we wnęce bramy. Pomyślał w duchu:
— Dziś jeszcze będę miał konkretne wyniki. Nie rozumiem powodu, dla którego Wołkow chce nas koniecznie stąd uprzątnąć. A może on także....
Potrząsnął głową dla odpędzenia tej myśli, która wydawała mu się herezją. Ale to nie przeszkadzało w utwierdzeniu się jego podejrzeń co do roli Wołkowa. Podejrzliwość jego wzrosła po próbie Wołkowa odciągnięcia go od jego punktu obserwacyjnego.
Naraz pewien mężczyzna wyślizgnął się z bramy. Szczupak jeszcze silniej przywarł do muru.
— Gdzieś widziałem już tę twarz? Gdzieś już widziałem tego gościa!... — przebiegły mózg Szczupaka pytania..
Przechodzień przystanął, odchrząknął, jakby nadsłuchiwał, po czym zapukał do drzwi, prowadzących do sklepu frontowego.
W tej chwili z rozwartych drzwi wysunął się jegomość z ładunkiem na plecach. Światło latarń ulicznych padło na twarz jegomościa Szczupak ledwie nie podskoczył z radości. Odrazu rozpoznał Milczka, którego