Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Także i Szczupak niecierpliwił się. Czekał tu od dwuch godzin. Był dobrze poinformowany o wszystkich lokatorach tej dużej kamienicy, gdyż nikogo nie zatrzymywał ani z pośród wchodzących, ani z wychodzących. Ukradkiem tylko spoglądał każdemu w twarz.
Jego drobna postać nie odrzynała się od bramy. Zresztą ludzie nocy nie byliby go teraz poznali. W cywilu wydawał się jeszcze mniejszym i nie wzbudzał zainteresowania przechodniów.
Szczupak oczekiwał hasła od swego konfidenta, którego nasłał do tego domu. Szczupak zaczął się niepokoić brakiem wiadomości od swego wysłannika.

Współpracownik Szczupaka, jego najwierniejszy agent, znany w światku przestępczym z przezwiska „Wątróbka“, krążył w pobliżu bramy, pogwizdując sobie na nutę znanej piosenki. Ostrożnie zbliżył się on do komisarza Szczupaka i szepnął cicho:
— Sprawa przestaje mi się podobać. Zdaje mi się, że nasza „Mesalka“ zawiodła lub wprowadziła nas w błąd. Kto wie czy ona nie należy do tej samej bandy tak samo jak tamta, która popełniła samobójstwo przez powieszenie w celi aresztu? Dziś nie można nikomu wierzyć, a w szczególności kobietom.
— Uspokój się. Konfidentkę tę znam dobrze. Niejedną bandę wykryła i wtrąciła do więzienia. Oho, ta szelma ze swoją urodziwą buzią i przebiegłością wszystko potrafi. Jestem przekonany, że jeszcze dziś w nocy banda będzie zlikwidowana.
— Gdzie ona teraz jest? — zapytał Wątróbka poufnie.
— Gdzież ma być, jeżeli nie w pensjonacie swoim. Janka mogliśmy już dawno pochwycić. Ale nam chodzi o zlikwidowanie całej bandy za jednym zamachem. Janek jest w niej tak zakochany, że naprowadzi ją na