Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stępku. Jego pobory policjanta zawsze mu wystarczały na życie spokojne i szare, do którego przyzwyczajono go od lat dziecinnych. Dopiero kobiety skusiły go do innego trybu życia, do hulanek, które wymagały pieniędzy. I zaczął brać łapówki... Później stał się zabójcą...
Wołkow siedział z przymkniętymi oczyma, pogrążony w tych rozmyślaniach i wspomnieniach.
Małaż to była dla mnie nauczka, dana przez „zimną kokotę“? Jakże mogłem się dać tak podstępnie zwieść pięknym słówkom Reginy, a nawet jej podarować skradzioną przez Janka kolię brylantową?... Ale ona teraz jest w mojej mocy!...
Zbrodnicza myśl błysnęła w jego głowie. Odpędził ją od siebie z odrazą, bojąc się samego siebie. Ale nadaremnie chciał o tym zapomnieć. Żądza zemsty była silniejsza od niego.
Resztkami siły woli wymógł na sobie opuszczenie gabinetu i gmachu Urzędu śledczego. Wsiadł do dorożki, by pojechać do domu Tam czekała na niego żona, chłopka ze wsi, z którą się pobrał, będąc jeszcze posterunkowym bez widoków zrobienia tak zawrotnej kariery. Na żonę teraz wylał całą złość, żywioną do ludzi nocy, Reginy „zimnej kokoty“ i wielu, wielu innych...
Z krzykiem powitał żonę, matkę jego dwojga dzieci, chłopczyka i dziewczynki, za to, że nie oszczędza światła w domu, za które płacić potem musi większe rachunki. Ciskał gromy na żonę, że jest niewłaściwie uczesana i ubrana, że nie znosi widoku jej czerwonych chłopskich policzków...
Nie mógł długo siedzieć w domu. Gnało go na ulicę. Udał się nad Wisłę, gdzie przechadzał się wybrzeżem, paląc papierosa za papierosem. Około północy znów pojechał do Urzędu śledczego.
Dwie godziny tłukł się ze swoimi myślami. Wie-