Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przez dłuższą chwilę Wołkow siedział zrozpaczony. Różne przykre myśli przechodziły mu przez głowę. Przypomniał sobie, jak zamordował policjanta. Jego oczom ukazała się trupioblada twarz policjanta, który jakby stanął przed nim z niemym wyrzutem. Od pewne go czasu dręczyły go wyrzuty sumienia. Nadaremnie tłu maczył się przed samym sobą, że morderstwo popełnił w momencie zaćmienia świadomości.
Niejednokrotnie Wołkow myślał o samobójstwie, ale zawsze brakło mu do tego sił. I to go jeszcze więcej bolało.
Teraz zrozumiał postępowanie Reginy wobec niego. Nienawidził jej bezgranicznie. Przekonał się, że niemniej tkwiło w niej fałszu, niż w „zimnej kokocie“.
Już na drugi dzień, po podarowaniu jej brylantowej kolii, przekonał się, że Regina to uczyniła w porozumieniu z Krygierem. A zatym jej wyznanie miłosne było dobrze zaaranżowaną komedyjką. Łamał sobie teraz głowę nad tym, w jaki sposób brylanty znalazły się u Reginy. Był pewien, że są one w posiadaniu Krygiera
Z jednej strony Wołkow był zadowolony, że brylanty trafiły do prawowitego właściciela, co go osławiło jako uzdolnionego policjanta, ale z drugiej strony zdawał sobie sprawę z tego, że wplątał się w wyjątkową intrygę, z której nie tak łatwo mu będzie wybrnąć.
Głowa mu do tego stopnia rozbolała, że nie mógł zebrać myśli, by spokojnie nad tym wszystkim, co zaszło, się zastanowić. Aresztując Reginę, przysporzył sobie wiele kłopotów. Jak tu znaleźć wyjście z sytuacji?
Pałał uczuciem zemsty do wszystkich kobiet, które kokieterią zdobywają ufność mężczyzn i dostają ich w swoje sieci, by sprowadzić ofiarę na drogę wy-