Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dział, że tej nocy musj skończyć z Regina. W jedną lub w drugą stronę...
Regina zbyt wiele rzeczy wiedziała o nim. Dziwił się, że do tej pory siedziała cicho w celi odosobnionej, nie szukając na nim odwetu.
„Ona chyba wierzy w to, że przyjdę i ją uwolnię“
Diabelski uśmiech wykrzywił jego usta.
Otworzył szufladę, w której nagromadził niezliczona ilość narzędzi złodziejskich, jak wytrychy, klucze, zamki i inne „pomoce“, które w ciągu dłuższego czasu konfiskował ludziom nocy.
Wołkow, gdy był chłopcem, praktykował u ślusarza. Służba policyjna uzupełniła jego fachowe wiadomości w tym kierunku. Orientował się doskonałe, czym i jak można otworzyć każdy zamek. Wybrał pęk kluczy i wytrychów, który ukrył w kieszeni.
Z pod biurka wyciągnął parę lekkich pantofli, które włożył na nogi. Z latarką elektryczną w ręku ześlizgnął się ze schodów w dół, do ciemnego korytarza podziemi Urzędu Śledczego. Na chwilę przystanął przed żelaznymi drzwiami. Nadsłuchiwał. Uderzenia jego serca zmieszały się z echem kroków Reginy, która krążyła, mimo późnej nocy, po celi..
Odsunął „wizyterkę“. W tej chwili Regina przystanęła i zatopiła wzrok we drzwiach.
— To ja, to ja, Wołkow!... — wołał szeptem do „wizyterki“.
Regina ucieszyła się na jego widok. Radośnie pod biegła do drzwi.
Wołkow przy pomocy wytrycha otworzył drzwi i wszedł do celi. Regina powitała go z otwartymi ramio nami:
— Cicho. Nie mogę tu długo zabawić. Zaczekamy dwadzieścia minut czasu i wyprowadzę cię stąd. Musi my to tak urządzić, by to wyglądało, żeś stąd uciekla.