Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się jej nieswojo. Jej nerwy były zbył nadszarpnięte, by mogła spokojnie reagawać na najmniejszy objaw. To też z jeszcze większym podnieceniem szukała w myśli wytłumaczenia nagłej zmiany psychicznej u ojca.
Pokój tonął w ciemnościach. Był wieczór. Aniela bała się pozostać z ojcem sama w ciemnym pokoju. Chciała przekręcić kontakt elektryczny, ale Stasiek Lipa nie pozwolił jej na to. Wolał wypowiedzieć te słowa, które cisnęły mu się na język, nie przy świetle, by nie mogła go widzieć.
— Anielo! — rzekł — Muszę ci coś bardzo ważnego powiedzieć!
Słowa te wypowiedziane były nieswoim głosem, tak, że na dźwięk głosu, Aniela zaczęła drżeć ze strachu. Przemogła w sobie lęk i, siląc się na spokój, odpowiedziała:
— Tatusiu, co się z tobą dziś dzieje? Mój Boże, co ci się stało? Strach mnie ogarnia na samo przypuszczenie, że mógłbyś postradać zmysły!..
— O, nie! Na razie jeszcze jestem przytomny i przy pełni władz umysłowych.. Czy tylko tak będzie. Siadaj przy mnie i słuchaj uważnie, co ci powiem. Proszę cię tylko, abyś się zbytnio nie smuciła po tym. Zresztą, nie wiem, czy nowina, którą ci zaraz zakomunikuję, przerazi cię lub zmartwi. Kto wie, może cię uszczęśliwi!..
— Mów, ojcze, mów.. Jestem tak zdenerwowana!
— Muszę ci coś wyznać, co legło mi ogromnym ciężarem na sercu...
Głos jego załamywał się od bólu i płaczu.
— To kraje moje serce... — ciągnął dalej Stasiek Lipa — Ból ustanie wraz z zakończeniem życia mego....
— Dziś udałem się na pocztę, by odebrać list Poste Restante — opowiadał Stasiek Lipa drżącym i podnie-