Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tym, że krzykiem może zdradzić własnego ojca, którego poszukuje teraz zapewne policja, rezygnowała z pomocy zzewnątrz. Czuła, że nie przeżyłaby tego, gdyby miano ojca na stare lata zakuć w kajdany.
— Kim jestem dla ciebie? — zapytał Stasiek Lipa a oczy jego skierowane były nie w stronę córki.
Aniela nie wiedziała, co ma odpowiedzieć.
— Gadaj! Kim jestem dla ciebie?
— Ojcze, nie rozumiem ciebie...
— Ojcze!.. Cha, cha, cha. Ja jestem twoim ojcem? — śmiał się na cale gardło — I ty, znaczy się jesteś moim dzieckiem?!...
Aniela nie orientowała się w tym, do czego ojciec zmierza, z przerażeniem zapytała:
— Ojcze drogi, co za myśli przychodzą ci do głowy?
— Tylko nie „ojcze“!...
Aniela przerażona zerwała się z miejsca i zaczęła się cofać plecami do drzwi. Stasiek Lipa zmienił się nie do poznania
Naraz runął, chwytając się obiema rękami za serce. Instynkt samozachowawczy nakazywał jej ucieczkę. Ale już po chwili miłość do ojca zwyciężyła. Wbiegła z powrotem do pokoju. Oczom jej przedstawił się straszliwy obraz. Stasiek Lipa, leżąc na ziemi, rzucał się w konwulsji, a z ust ciekła mu piana. Aniela chwyciła słuchawkę telefoniczną do ręki.

W tym momencie Stasiek Lipa przemocą wytrącił jej słuchawkę z rąk i z całych sił rzucił na łóżko.
Stasiek Lipa, nawpół oszalały, przekręcił klucz we drzwiach i jednym skokiem stał już przy łóżku. Aniela była prawie nieprzytomna.
— Więc kim jestem?
Aniela nie odpowiedziała. Wybuchnęła płaczem. I to poskutkowało. Stasiek Lipa opanował się. Niby go-