Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ada jest tego wieczora wyjątkowo podniecona i zaaferowana. Stale podchodziła do okna, by poprawić firanki pod pretekstem, że nie lubi, gdy sąsiedzi lub postronni zaglądają do jej pokoju. Janek tłumaczył zachowanie Ady uroczystą chwilą.
— Zbliż się do mnie — zawołał fanek podniosłym tonem. — Brzydko z mojej strony, żem dziś ci nie kupił upominku, ale jutro błąd ten będzie naprawiony: palce twoje ozdobię pięknymi brylantami.
W tym momencie Milczek, który rzadko się odzywał, oświadczył:
— Mam pomysł!
— Jaki pomysł? — zapytali wszyscy naraz.
— Pojechać we czwórkę do Warszawy i hulać tam przez dwa dni na całego.
— Mam lepszy pomysł! — zawołał Antek.
— Mój projekt jest najlepszy — przerwała dyskusję Ada. — Będziemy się tu bawić do rana. Na wszelkie eskapady jest już za późno! Nieprawdaż, najdroższy? — zwróciła się do Janka, rozpływając się w słodkim uśmiechu.
— Skoro tak sobie życzysz, będzie tak. Wiesz przecież, że nie lubię ci się przeciwstawiać.
Ada nalała kielichy szampana, które wszyscy wychylili jednym tchem.
— Do grobowej deski będziesz moją! — ucałował Janek Adę.
— I o mnie nie zapomnij! — zawołał Milczek, wręczając Adzie zegarek, wysadzony diamentami.
— Sto lat obyś nam królowała i jaśniała, jak dziś! — zawołał Antek, nakładając jej na rękę branzoletę złotą, upstrzoną brylancikami.
— A ja wam życzę, byście nie potrzebowali odtąd kraść i byście mieli wszystkiego poddostatkiem.
— Piję za wasze zdrowie! — nalała Ada kielichy.