Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zapaliła światło i otworzyła drzwi. Do pokoju weszli Milczek i Antek, obładowani delikatesami.
Janek nie orientował się w sytuacji. Pamiętał, że Milczek i Antek umówili z nim i Krygierem spotkanie w Warszawie, a nie w pensjonacie w Zakopanem, gdzie się teraz znajdowali.
— Jakto? Przecież umówiliśmy spotkanie w Warszawie!? — denerwował się Janek.
— Przecież ty takie tu zostałeś...
— Nie mogłem jechać, ale Krygier napewno opuścił Zakopane.
— Myśmy także nie mogli wyjechać. A Krygier zaczeka na nas w Warszawie. Nic mu się nie stanie.
Janek spoglądał podejrzliwie na przyjaciółkę i towarzyszy.
Ada spostrzegła oburzenie Janka i zawołała:
— To moja wina, że nie pojechali.
Odpowiedź Ady nie przyczyniła się do odprężenia sytuacji. Przeciwnie, Janek żywił do niej teraz jeszcze większą podejrzliwość.
— Za wiele mieszasz się do moich spraw — rzekł do Ady z wyrzutem w głosie.
— Skoro się oburzasz, powiem ci to, com ukrywała, dziś są moje urodziny! Dlatego zaprosiłam ich tutaj na dziś wieczór.
— Dlaczego ukrywałaś to przede mną? Byłbym ci kupił upominek, a noc spędzilibyśmy w eleganckim lokalu!
— Z tego powodu właśnie ci nie mówiłam o tym, bo poco kłuć frajerom oczy? Czy nie możemy się zabawić tu w pokoju? W lokalach jest duszno, pełno dymu. Nie znoszę atmosfery nocnych lokali.
Janek nie mógł nawet zrozumieć nagłej przemiany w nastroju Ady. Jak każdy zakochany przyjmował słowa przyjaciółki za dobrą monetę.
Wszyscy zasiedli do stołu. Janek nie spostrzegł, że