Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pod wpływem wypitego wina, języki rozwiązały się zebranym. W pewnym momencie Ada odezwała się:
— Janku, wiedz o tym, że wnet przybędą tu goście, których zaprosiłam z okazji dzisiejszej uroczystości.
— Kogo zaprosiłaś? — znów obudziło się w Janku podejrzenie.
— Twoich przyjaciół: Bajgełe, „zimną kokotę“ i trzech panów, moich znajomych z czasów pobytu zagranicą. Nie będziesz się na mnie gniewał?
— Ktoby się na taką kochaną istotę mógł pogniewać? Ale sądzę, że już nie przyjdą. Druga po północy — rzekł Janek, spoglądając na zegar.

W tej chwili rozległ się ostry dzwonek u drzwi. Ada pobiegła do drzwi, by je otworzyć.
Głośny śmiech towarzyszył zatrzaśnięciu drzwi. Ada, wracając do stołu, ze śmiechem opowiadała, że pewien starszy jegomość dopytywał się o jakąś Janinę. Widać, przed nami mieszkała tu „wesoła“ pani Janinka.
Trzej spólnicy niewiadomo dlaczego zamienili ze sobą spojrzenia, z których biła nieufność i podejrzliwość. Sami nie mogli wytłumaczyć dlaczego słowa Ady nie budziły w nich zaufania.

— Może zatelefonujemy do Warszawy, do Bajgełe, by dowiedzieć się, czy wyjechali — zaproponował Milczek.
— Nie, nie trzeba — rzuciła Ada. — Napewno przyjadą.
Nastrój zmienił się. Radość ustąpiła miejsca ponurym rozmyślaniom, które każdy z nich napróżno starał się ukryć lub bagatelizować w duchu.
— Widzę, że się nudzicie — zawołała Ada i, chcąc polepszyć im humory, dodała: — Zagrajmy! Oto talia kart.
Ale nikt jakoś nie zdradził ochoty do gry.