Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zaledwie od kilku chwil jesteś naszym wodzem, już domagasz się od nas dziwnych rzeczy.
— Nie ma w tym nic dziwnego. Dbam o waszą skórę, Szczupak może wpaść do tej meliny, a wówczas jesteśmy zgubieni. Brak tylko tego, by sprowadzono was wszystkich do urzędu śledczego. Ręczę, że nikt by z nas tak prędko nie odnalazł wolności. Nie jesteśmy wszak barankami, byśmy się mieli bezbronnie oddać w ręce Szczupaka.
— Ale ktoś musi się jednak zająć jego pogrzebem — zawołał jeden z obecnych.
— Wszak to hańba dla klanu złodziejskiego pozostawić go w ten sposób.

— Myślałem już nad tym, jakby to urządzić.
— I coś postanowił? — zapytało kilku naraz.
— Będziemy ciągnąć losy. Na kogo padnie los, ten będzie musiał zaryzykować swą wolnością i odprowadzić zwłoki na miejsce wiecznego spoczynku. Uprzedzam was raz jeszcze, że kto się znajdzie na cmentarzu. nie wróci stamtąd. A dalej możecie robić, jak uważacie.
Przez dłuższą chwile obecni przyglądali się sobie. Obudził się w nich instynkt samoobrony. Nikt z nich nie chciał się znaleźć za kratami. Wolność była dla nich najdroższym skarbem na świecie. A nikt nie wątpił w to, że Bajgełe mówi poważnie. Jednocześnie jednak każdy z nich poczytywał sobie za najświętszy obowiązek oddać ostatnie honory zmarłemu.
— A więc, jak zdecydowaliście? — wołał Bajgełe stanowczym głosem.
— Przypominam wam ponownie że czas nagli.
— Stanie, się zadość twojemu życzeniu — odezwali śię wszyscy jednogłośnie. Decydować będzie los.
Bajgełe zmarszczył czoło, po czym rzekł.
— Bracia! Chcecie mnie posłuchać?