Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z paletkiem, przerzuconym na ręku, jakby był gotów do podroży. Wprowadzony przez policjanta zatrzymał się przed biurkiem komisarza. Obaj, policjant i aresztant czekali na to, by komisarz uniósł głowę do góry.
Szczupak, spostrzegłszy aresztanta zawołał:
— Oho, kogo tu widzę? Jak pan do nas trafił?
Aresztowany ukłonił się i z szelmowskim uśmiechem odparł:
— To nie moja wina, panie komisarzu.
— A czyja? — spytał Szczupak.
— Pańskich ludzi, którzy mnie zatrzymali.
Szczupak, śmiejąc się rzekł:
— Pewnie.... Jak widzę, nie pozbył się pan humoru. Już dawno, jak pan przybył do Warszawy?
— Kilka dni.
— A poco pan właściwie wrócił do Polski? Przecież pan „operował“ zagranicą?
— Stęskniłem się za ojczyzną.
— Taki z pana „patriota“?
— Zawsze człowieka opanowują solidne uczucia.
— Doskonale. Siadajcie — rzekł Szczupak.
— Mam czas na to, by „siedzieć“...
— Słusznie. I ja jestem tego zdania. Ale możecie usiąść na razie... Chciałbym z wami pogadać. Jak się powodziło w Londynie?
— Świetnie, panie komisarzu. Oby nie gorzej w Warszawie.
Szczupak dał znak policjantowi, aby wyszedł z gabinetu.
Aresztowany poruszał się nerwowo na krześle. Widać było, że jego humor jest sztuczny. Zapytał w pewnym momencie:
— Za co mnie zatrzymano?
— A co robiliście w melinie u garbuska?
Aresztowany przyjął zdumiony wyraz twarzy:
— Przybyłem do tego starca w odwiedziny. Jest