Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Aniela zerwała się z miejsca i zawołała przerażonym głosem:
— Ojcze!.. Ojcze!..
Policjant wezwał ją do zachowania spokoju. Ale zanim policjanci zdążyć się zorientować co zaszło Stasiek Lipa odzyskał przytomność o własnych siłach podniósł się z podłogi i usiadł z powrotem na miejsce.
— Co oskarżonemu jest? — zapytał prezes ze współczuciem.
— Już nic.. Serce..
Wskazał prawą ręką na serce. Oczy jego miotały złe błyski.
— Czemu oskarżony tak zbladł?
Stasiek Lipa stanął naraz wyprostowany.
— Wysoki Sądzie — mam prośbę..
— Słucham..
— Pragnę by hrabina przyjrzała mi się dokładnie. Czy mnie naprawdę nie poznaje? Mam wrażenie że się pomyliła.
Sędziowie zdumieni spoglądali na Lipę. Nie wiedzieli, do czego oskarżony zmierza. Również hrabina która była już gotowa odejść, spojrzała zaintrygowana w stronę ławy oskarżonych. Nie rozumiała, co schorowany, obrośnięty starzec ma na myśli.

— W interesie oskarżonego byłoby, aby świadek go nie poznał — zauważył przewodniczący z ironia w głosie.
— Ja najlepiej wiem, Wysoki Trybunale, co jest dla mnie korzystniejsze. Proszę zatrzymać hrabinę. Niech mi się dobrze przyjrzy i jeszcze raz powtórzy czy mnie nie zna.
— A czy oskarżony zna świadka?
— Tak. Znam hrabinę bardzo dobrze.
— Skąd?
— To ja dokonałem włamania do jej kasy.
— Co?.. Pan?..