Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Cóż? Czy jestem kapusiem, że mnie tak unikasz? Dziwi mnie twój stosunek. Nie zasłużyłem na to.
— Jesteś dobrym chłopem, Antku. Mam do ciebie stuprocentowe zaufanie — oparł Krygier dłoń na ramieniu Antka. — Tylko widzisz, opracowałem bardzo trudny, wręcz fantastyczny plan — i nie chcę, by mi ktokolwiek przeszkadzał.
— Ale nasi mogą ci tylko pomóc, a nigdy przeszkodzić! — zawołał Antek.
— Nie zawsze decyduje pomoc fizyczna. Tym razem na nic się nie zda wasza pomoc, jest to przedsięwzięcie, które wymaga więcej mózgu, niż rąk. Możesz na mnie polegać..
— Ale co to może zaszkodzić, że będziemy w sądzie? Dlaczego nie ma tam być naszych jaknajwięcej?
— Możecie mi tylko zaszkodzić.
— Ciekaw jestem, czym?
— Wszystkim przyjacielu.
— Mówisz tak zagadkowo, że cię nie rozumiem.
— Wnet ci wytłumaczę, jak widzę, trzeba d wszystko wyjaśniać, jak na dłoni. Niech i tak będzie.
— Wybacz mi, przyjacielu! — zawołał Antek wzruszony.
— Nie wątpię w twój spryt. Ale po prostu chce ci służyć do ostatniej kropli krwi. Czuję się nieszczęśliwy, że mnie odtrącasz od siebie.
— Uspokój się, Antosiu, jesteś oddanym towarzyszem.
— Pamiętam dobrze dni zgrozy, który przeżuliśmy razem. Tym razem nie pozostawię cię w Polsce. Zabiorę cię ze sobą do Japonii.
Antek nie wiedział, jak dziękować Krygierowi. Schwycił Krygiera za rękę i zawołał z ogniem w oku:
— Skoczę dla ciebie w ogień i w wodę. — Życie gotów jestem oddać dla naszej sprawy.
— Poco? Uspokój się. Nie będziesz więcej musiał ryzykować.
— Antek otworzył szeroko oczy.