Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Janka czeka szubienica. Nie możemy dopuścić do tego, by go powieszono, jak kota.
— Nie będzie wisiał. Ręczę!
— Krygier! Co się z tobą dzieje?.. Wszystko przemawia przeciwko niemu. Za zabójstwo policjanta grozi mu stryczek. To pewne, jak na dłoni..
— Wiem o wszystkim.. Idź i uprzedź naszych, by niczego nie podejmowali. Pozostawcie to mnie. Ocalę ich wszystkich.
— Nie rozumiem ciebie, leżeli liczysz na list, w którym Wołkow sam przyznaje się do zabójstwa policjanta — mylisz się. Sąd weźmie pod uwagę, że Wołkow nie jest przy zdrowych zmysłach i przyjmie że napisał ten list pod terorem. Po wtóre sądzę, że nie jest to właściwa droga obrony Janka.
— Tak ci szkoda Janka?
— Mam do niego żal, że zamordował Felka.. ale jednak jest wspólnikiem.
— Pozostaw to mnie. Skoro przyjechałem, na pewno wszystko będzie w porządku. Przewidziałem już wszelkie ewentualności.
— Ale dlaczego nie chcesz pójść ze mną? Sprawisz mi przykrość.
— Nie mam czasu. Idź i uprzedź wszystkich, by się nie ważyli pokazać w sądzie.
— Czy to twoje ostatnie słowo?
— Tak żądam — i tak być powinno.
— Ale ja muszę tam być! Chcę go zobaczyć
— Zabraniam ci.
— Nie rozumiem, co masz na względzie.
— To moja rzecz. Mam nadzieję, że spełnisz moje życzenie.
— Może mógłbym ci być pomocnym — zapytał Antek niepewnym głosem. — Mógłbym się przydać.
— Nie. To niemożliwe.
Antek zwiesił posępnie głowę.