Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wołkow poruszył się niespokojnie na krześle. Matka zauważyła jego ruch.
— Od czasu twego awansu zauważyłam, żeś się bardzo zdemoralizował, jesteś innym człowiekiem. Wyznaj matce, co ci ciąży na sercu — powiedz, dziecko moje. — I ja opowiem ci wszystko o sobie.
— Nie mam nie do opowiedzenia! — zawołał Wołkow energicznie — Nie wiem, mamo, czego chcesz ode mnie... Nie rozumiem ciebie..
Matka utkwiła wzrok w synu i uśmiechnęła się smutnie. Wołkow zaczął ją podejrzewać, że wie coś o jego upadku, ale kilka łez, które stoczyły się z jej nieruchomych oczu po twarzy, powstrzymały go, by nie stracił równowagi i nie rzucił się na nią.
— Dziecko moje, — serce mi mówi, że dzieje się z tobą coś złego. Mam tylko ciebie jednego na świecie. Nie mogę umrzeć spokojnie, aż nie dowiem się wszystkiego. Słyszysz, pragnę wiedzieć wszystko!
— Mamo! Daj mi spokój. — Jestem przekonany, że mówisz to wszystko pod wpływem gorączki. Może podać termometr?
— Nie, synku, dziękuję. Nie chcesz pomówić szczerze z twoją maka. Niechaj i tak będzie. Zbliż się do mnie, chcę ci coś ważnego zaufać, — coś w sprawie rodzinnej.
Wołkow przysunął się bliżej. Czuł zapach lekarstw z ust matki. Myśl, że chce z nim pomówić o spadku, przykuwała go do miejsca, inaczej uciekłby stąd jaknajdalej, a wrócił dopiero wówczas, gdy byłoby już po wszystkim...
Wołkow poczuł żal do matki. Teraz zdał sobie sprawę, że wychowanie, jakie mu dali obcy, źli ludzie wyrobiło w nim tę zaciętość i uprór. Miał urazę do matki, że powierzyła go w obce ręce, którzy myśleli tylko o tym, by z pieniędzy, które otrzymywali na jego wykształcenie, jaknajmniej wydać na niego, a jaknajwię-