Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nia. Najgorsze, że tego pokroju człowiek, nie zna za zwyczaj samego siebie.
W ostatnim zdaniu powtórzył raz jeszcze słowo „tajemnica“ i hrabina odnosiła wrażenie, że świadomie je zaakcentował.
— Jestem gotowa służyć panu wszystkim, co jest w mojej mocy — rzekła. — Ale proszę mi wierzyć panie sędzio, znam się bardzo mało na kryminologii. Na tym polu nie będzie pan miał ze mnie pociechy.
Hrabina roześmiała się, jakgdyby chciała tym podkreślić, jak dalece bagatelizuje sprawę, która jego niepokoi.
— Czy wie pani, że mamy możność uratowania części pieniędzy, zrabowanych u pani? — uśmiechnął się sędzia tajemniczo.
Hrabina poruszyła się enegiczniej na krześle i od powiedziała spokojnie:
— To byłoby bardzo pięknie z pańskiej strony, panie sędzio.
— O to właśnie chodzi — zamyślił się sędzia.
— Pan mnie zaintrygował. To bardzo ciekawe. Pan jest mądrym człowiekiem.
— Widzi pani — uśmiechnął się sędzia i przysunął się wraz z krzesłem bliżej hrabiny, po czym rozejrzał się dokoła, jakgdyby się chciał upewnić, czy nikt nie podsłuchuje — mamy w swych rekach całą bandę, najgroźniejszą, jaka kiedykolwiek operowała w Polsce. Nasza policja dokonała cudu.
— Pięknie. Na czym jednak polega tajemnica, o której pan przed chwilą wspominał? Sędzia przybrał tak zagadkowy wyraz twarzy, że serce zamarło w piersi hrabiny z przerażenia. Znów zrodziło się w niej podejrzenie, że bawi się z nią, jak kot z myszką. Z pliki dokumentów, leżących na biurku, sędzia wyjął gazetę i z sadystycznym uśmiechem podał ją hrabinie.