żonego. Ciebie przecież napewno wypuszczą na wolność.
Aniela nawet nie słyszała dokładnie słów swojej pocieszycielki. Miała przy jej słowach wrażenie jakby wyrywano włosy z jej płowy, a ciało przekłuwano szpilkami. Otoczenie było okryte mgłą i mrokiem. Przyszłość wydawała się jej beznadziejnie ciężka.
Niespodziewany przypadek, który zburzył tak długo wyczekiwane szczęście, zdzielił Anielę obuchem po głowie. Nie mogła zebrać myśli, które chaotycznie błądziły w jej mózgu zbolałym.
Wieczorem, gdy ogłaszano, że nastała pora snu, rzucała się na brudny barłóg, walcząc ze snem, jakby z upiorem. Spojrzenia aresztantek, które przekłuwały jej ciało dziwną i chorobliwą żądzą, przejmowały Anielę uczuciem zgrozy i ohydy. Nawet nie rozumiała dobrze utajonych pragnień zboczowych współlokatorek.
Podchwytywała nieraz szeptem prowadzone rozmowy między aresztantkami, które przy tym rzucały groźne spojrzenia w stronę opiekunki Anieli. Nie wiele z tego rozumiała, ale dużo strachu przeżywała.
Ale sen jest silniejszy od człowieka. Zmożył więc i Anielę. Gdy zasypiała, wchodziła w drugi świat mąk i cierpień. Z mroku więziennego poczęły się wyłaniać widziadła, cienie, duchy, które wpijały się szponami w podświadomość Anieli. Ach, te zmory węzienne!...
Pierwszy we śnie zjawiał się jej stary ojciec ze spojrzeniem smutnym i pełnym wyrzutów Po tym — Janek który porywał ją w swoje ramiona. Później nawiedzały ją inne postacie: komisarz Żarski, Regina, Krygier, Bajgełe, Wołkow, Antek, Felek, Milczek i za nimi w tyle wlókł się profesor z Poznania, który ją wszak ostrze gał. Korowód ten zamykała „zimna kokota“, która chichotem szyderczym jakby mówiła:
— Już jesteśmy do siebie prawie podobne, niby dwie krople wody...
Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/126
Wygląd
Ta strona została przepisana.