Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dlaczego tak się uparłeś i nie chciałeś stąd odejść — czyniła mu teraz Aniela wyrzuty. — Co bęraz będzie? Przeczucie mówi mi, że tu wnet stanie się rzecz straszliwa. Strach targa mną. Co teraz będzie?
— Co ma być? Ojciec twój musi się trochę denerwować, oburzać, ale wnet pogodzi się z losem... Nie uważam go za tak głupiego, by nie zdawał sobie sprawy z tego, że już nic nie poradzi na to, co zaszło...
— Jesteś w błędzie. Nie znasz mego ojca.
— Możliwe, ale nie ma powodu do strachu.
W tej chwili drzwi otworzyły się i na progu stanął Stasiek Lipa, który robił okropne wrażenie. W jednym ręku trzymał rewolwer, wycelowany w Janka, a w drugim ręku sztylet. Aniela nie wierzyła własnym oczom. Oniemiała z przerażenia.
— Bądź gotów do wyprawy na tamten świat! — zawołał groźnie Stasiek Lipa do Janka.
Janek spoglądał nań z uśmiechem, chociaż w głowie błysnęła mu myśl:
— Wszystko skończone..
Nie wątpił, że ten zacięty, stary przestępca spełni teraz swoją groźbę. Instynkt samozachowawczy podyktował Jankowi myśl nawiązania z Lipą rozmowy:
— Zastanów się, Staśku! Zastanów się nad tym, co chcesz uczynić! Wszak wiesz, że śmierci się nie lękam. Ale miej przynajmniej litość nad swoim dzieckiem. Z ciebie wielki egoista.
— Nie większy od ciebie. Musisz umrzeć!
Janek przekonawszy się, że nie ma nic do stracenia. nagłym skokiem dopadł Staśka. Wywiązała się za dęta walka na śmierć i życie. Naraz padł strzał. Janek runął na podłogę, ciągnąc za klapy Staśka Lipę...

Drzwi raptownie otworzyły się. Dwaj cywile z wyciągniętymi rewolwerami w reku otoczyli ich.
— Ręce do góry! — padł rozkaz.