Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie dokończył. Aniela wybuchnęła płaczem.
— Nie mogłam inaczej.. Wyklnij mnie. Bij mnie. Rób co chcesz, tylko nie lżyj.
— W tej chwili masz stąd wyjść! — krzyknął Stasiek Lipa do Klawego Janka, wskazując mu jednocześnie drzwi.
— Nie ruszę się stąd, póki nie rozmówimy się. Musisz mnie wysłuchać.
— Ze mną już nigdy rozmawiać nie będziesz. Twoim ciętym językiem zdołałeś, coprawda, uprowadzić moją córkę, ale ze mną nic nie wskórasz.
— Rozmyślisz się.
— Mylisz się.
Stasiek Lipa utkwił w Janku groźne spojrzenie.
— Zapłacisz mi za wszystko. Zemszczę się na tobie za wszystko. Nie sądź, że już jestem bezbronny i stary, że można ze mną robić wszystko, czego się tylko zachciewa... Popamiętasz mnie ty łobuzie..

— Pamiętam, pamiętam... — ironizował Klawy Janek.
— Najlepszy dowód, że pamiętałem dotychczas o tobie, bo odszukam cię... Ale wiedz, że Aniela należy do mnie na zawsze, na wieki.
Krew nabiegła Staśkowi Lipie do oczu.
— Stu! pysk!.. Bezwstydny! Ale zapłacisz mi za wszystko.
— Kto się ciebie lęka?

Stasiek Lipa silnym pchnięciem ręki otworzył drzwi i z pośpiechem wybiegł z pokoju. Aniela, przerażona postępowaniem ojca, chwyciła Janka za rękę i za wołała:
— Musimy już stąd uciec. Stary może jeszcze po pełnić głupstwo. Postradał chyba zmysły. Strach mnie ogarnia na myśl, że mogłabym przy nim pozostać.
— Nie lękaj się. Twój Janek strzeże cię.