Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/436

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Była to spuścizna po zmarłej na tyfus przed kilku dniami córce, która, praniem zarabiała na życie, żywiła i opiekowała się tym rojem biedaków.
Łzy zakręciły się w oczach młodej panny. Nie ukrywała ich, tylko wstawszy czemprędzej z miejsca, poczęła rozglądać się po pokoju. Ze stojącego na stoliku koszyka wyjęła kwiaty i wsypała tam wszystkie drobne i papierki ze swej portmonetki. Poczem, wziąwszy pod rękę jednego z panów, poczęła na serjo kwestować.
Bis dat, qui cito dat — lecz i datek musi być znaczny! — rzekła kłaniając się nizko gospodarzowi domu i podsuwając koszyk z prośbą błagalną w oczach.
W ten sposób obeszła wszystkich w salonie, a w koszyku poczęła się gromadzić coraz większa ilość pieniędzy. Nieśmiało jednak zbliżyła się do niego, gdy stał przy oknie, obojętnie przypatrując się wszystkiemu.
Podała mu koszyk, nie rzekłszy ani słowa. Spojrzał na nią uważnie i przecząco poruszył głową.
Przywykła do hołdów młodzieży, do spełniania wszystkich swych zachceń i marzeń, cofnęła się przerażona, ze ździwieniem patrząc na niego.
— Pan mi odmawia?
— Tak, pani...
— Niepodobna! Czemże to wytłómaczyć? Czy pan naprawdę nie masz ani krzty dla nikogo miłosierdzia, czy tylko w tym wypadku chcesz być oryginalnym?..
— Proszę to sobie tłómaczyć wedle swego uznania; ja czynię tak, jak uważam za właściwe...
— Więc ci nędzarze nie warci pomocy bliźniego?
— Nie wiem... nie myślałem o tem.
— Czy może być nędza większa od tej, której opis przerażający czytaliśmy przed chwilą? — zapytała gniewna i wzruszona.
— Bywa stokroć większa: bywa taka, która nie trafia do reporterów, nie chce dać znać o sobie światu i nie odezwie się nigdy żadnym jękiem skargi lub rozpaczy. Bywają tragedje rozgrywające się w głębi duszy, gdy tylko w oczach głównego aktora dojrzeć można coś zaledwie jak w kawałku zwierciadła.
Zamyśliła się i milcząc spuściła głowę.
— Nie tu pora i miejsce dla takiej dyskusji. Powiem panu tylko, że nie znam dla nieszczęść kategorji i stopniowań. Wszystkie są sobie równe. Skoro wiemy wszystko jasno — rzekła wkrótce z dawnym zapałem — pomódz choć w tym wypadku jest naszym świętym obowiązkiem.
— Proszę, niech pani pomaga; lecz czy pomyślisz o ich dalszym losie, dasz im dziś, a co się z nimi jutro stanie?...
— Nie wierzę, byś pan był taki straszny, za jakiego chcesz uchodzić — rzekła ukłoniwszy się nizko i odeszła nie zamieniwszy z nim przez cały wieczór ani słowa.
Nazajutrz jak najwcześniej pobiegła do owych suteryn pod wskazanym w gazecie adresem. Ze zdumieniem jednak dowiedziała się, że przyszła zapóźno. Ktoś uprzedził ją, wczesnym bardzo rankiem przewiózł staruszków i sieroty do ciepłego mieszkania i miał zaopiekować się nimi stale.
Nie chciała wierzyć słowom stróża tego domu, póki nie zobaczyła opuszczonego przerażającego siedliska tych biedaków.
Upokorzona wybiegła czemprędzej na ulicę z silnym rumieńcem na twa-