Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/437

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzy od ognia dziwnych uczuć, które miotały jej duszą. Przed oczyma jej stał spotęgowany obraz strasznej nędzy, której ulżyć nie zdążyła. W głowie powstał zamęt i zahuczała fala gniewu. Dopiero myśl pewna, jak błyskawica nagle rozświeciła ciemności, zwolna wróciła spokój.

Gdy przyszedł do niej, przywitała go chłodno, mówiła z nim mało, lecz przypatrywała mu się tak uważnie, jak gdyby wracał z tamtego świata.
Rzecz dziwna! Dziś wydał jej się innym zupełnie. Szukała marmurowej maski, przyrosłej do oblicza, i nie widziała jej wcale. Na twarzy pogodnej widniała szczerość, w spojrzeniu tkwiła dobroć bezgranic. Stawiała sobie pytanie: czy on zawsze był takim, czy też ona patrzeć nie umiała...
Usiadł przy niej i począł mówić jak zwykle, a jej się zdawało, że mówi pięknie, z niebywałym zapałem. Zgadzała się z nim we wszystkiem, jak nigdy, i zapanowała między nimi harmonja, jak gdyby nareszcie odnaleźli nić serdeczną, której szukali tak długo...
Wszelkie uprzedzenia zniknęły, jak sen męczący i dziwić się poczęła zarzutom, któremi obarczano go tak niesłusznie. W pamięci jej jednak, jak przez mgłę, przesuwało się jego zimne, martwe oblicze; że zaś pragnęła wyjaśnić wiele niezrozumiałych dla siebie rzeczy, więc, zboczywszy od głównego wątku rozmowy, powiedziała nagle:
— Zaciekawia mnie coś bardzo i sądzę, że otrzymam szczerą odpowiedź.
— Czy pani wiele na tem zależy?..
— Bardzo wiele... Dlaczego pan odmówił mi datku dla owych biedaków?... Czy dlatego, by ich samemu stokroć hojniej wesprzeć? Czy pan się wstydził dobrego uczynku, czy tylko mnie chciał ubiedz i zrobić mi na przekór?
— Nie wiem, o jakim uczynku pani mówi? — odrzekł zdziwiony.
— Brawo! Nie wychodzisz pan z swej roli ani na chwilę. Lecz czy to nie pan wydobył tych biedaków z wilgotnej piwnicy?..
— Ja? — zawołał coraz bardziej zdziwiony. Zapewniam, że jesteś pani w błędzie...
Wyrzekł to tonem tak stanowczym, że zachwiała się w domysłach; lecz, popatrzywszy na niego badawczo, poczęła mówić z błyskiem radosnym w oczach:
— Pan, nikt inny, tylko pan! Gdybyś się sto razy, stokroć silniej zapierał, to ja sto razy panu nie uwierzę!.. Tak! to byłeś pan! Mówi mi to dobre przeczucie kobiecego serca, które rzadko zawodzi. Odwracasz pan głowę... nie śmiesz mi spojrzeć teraz w oczy... I po cóż się tego wypierać? I po cóż dla swoich myśli, uczuć i czynów przywdziałeś pan maskę, z którą jak upiór błądzisz wśród ludzi? Może panu z nią wygodnie, lecz czy da ona kiedy to ciepłe uczucie, które się zowie szczęściem?
— Wątpię o tem — odrzekł poważnie. Szukałem szczęścia, nie znalazłem go nigdy... W zaraniu życia poznałem, co jest sieroctwo i niedostatek, a potem ot... — dodał machnąwszy ręką — niech śpi straszna zmora przeszłości... Dziś nie szukam szczęścia nigdzie; wiem, że go nie znajdę, bo go nie mogłem znaleść w sobie samym...
Zamilkł na chwilę, a ona zasłuchaną była w jego dźwięcznym, drżącym od wzruszenia głosie.
— To, co pani mówisz o mnie, jest przywidzeniem, niesprawiedliwością, jak tyle innych w życiu. Niechętnie wprawdzie biorę świat na świadka uczuć, co wrą we mnie silnie; nie cierpię pochwał dla moich czynów, ani współczucia dla mej niedoli i często kładę na twarz maskę, pod którą kryje się dusza dla