Płoche, wiotkie powoje wieszają się na płocie,
ciekawie na świat patrzą — każdy widok je cieszy:
śmieją się z kur, grzebiących w podwórzowym śmietniku,
i z czubiącej się z sobą wróbli czupurnych rzeszy.
Kiedy niekiedy barwnym trącają się kieliszkiem
z wąsatym, smętnym chmielem i zwą go: Kumoterku!...
Słonecznik dumnie pnie się ponad strzechę słomianą,
wokoło wciąż zalotnie złocistem okiem wodzi,
Malwy, smukłe pannice z buziaczkiem malowanym,
Żar niecące w pstrych głowach niebacznej kwietnej młodzi,
szydzą z tego fircyka, lecz same zerkają w szybę: —
przyjemnie to płci pięknej przyjrzeć się sobie w lusterku!
Grube dzieciaki ciapią z drzewa nieźrałe gruszki;
świśnie kamień w powietrzu, wwierca się w nie, jak świder,
na ziemię spadnie... wraz z nim spada owoc zielony,
gwar pomieszanych sporów, bójek gwałtowny harmider,
Strona:Ulicą i drogą.djvu/055
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.