Przejdź do zawartości

Strona:Tryumf.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dach się na obohrze zepsuł, to może jej mąż rhobotę dostać. Także Encohe des Kańczugowski!
— Czy to naprawdę, mamo, tak blizkie pokrewieństwo, jak ona pisze?
— Wcale nie, wcale nie, To nawet rhaczej nie jest żadne pokhewieństwo, tylko nazwisko wspólne —
— Jak się raz papa na Zygmusia rozgniewał, to powiedział, że się w nim ekonomska krew odezwała —
— Papa jest duh — To tak papa powiedział ze złości. Niewiesz, że się mówi: Nos iście hhabiowski, pewnie Kańczugowski!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— No cóż, jaśnie panie hrabio, czy pan Budnowski zapłacił co tego roku z Malinowej Górki?
— Dwieście reńskich. Tłomaczył się, że nieurodzaje, powódź, że żona się rozchorowała i że go to przeszło siedmset reńskich kosztowało.
— No, ona na przyszły rok nie będzie zdrowsza.
— Cóż jej jest?
— Suchoty ma. To jaśnie pan hrabia jest tego roku stratny na Malinowej Górce dziewięćsetreńskich. I co pan hrabia myśli?
— A cóż mam myśleć? Z gardła mu nie wycisnę.