Strona:Thomas Carlyle - Bohaterowie.pdf/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzeczywistości! Inteligencya tego rodzaju nie znamionuje, jak utrzymuję, człowieka fałszywego: człowiek fałszywy widzi pozorności błędne, naśladowania prawdy, wybiegi. Wyłącznie człowiek szczery zdoła rozpoznać nawet praktyczną prawdę. Zdanie Cromwella na samym początku walki, co do armii parlamentu, że należy rozpuścić do domów szynkarzy miejskich, ludzi lekkomyślnych oraz niemoralnych, a zrekrutować w ich miejsce poważnych yeomen’ow, których serce ciągnie do dzieła, — stanowiło zdanie człowieka, który widział. Rzeczywistość nie zawodzi, jeśli kto widzi jej głąb! Żelazni Cromwella, bojący się Boga, a poza tem nieustraszeni, tworzyli wcielenie tej intuicyi. Oddział wojowników bardziej stanowczo szczerych nigdy jeszcze nie deptał ziemi angielskiej, ani też żadnej innej ziemi.
Nie potępiajmy też tak bardzo potępionych, a zwróconych do nich słów Cromwella: „Gdybym spotkał w bitwie króla oko w oko, zabiłbym go niechybnie.“ I dlaczegóżby nie? Słowa te wyrzeczono do ludzi, którzy stali, że tak powiem, przed kimś, który przewyższał królów. Postawili oni na kartę więcej, niż życie swoje. Może sobie parlament nazywać to, w stylu urzędowym, walką „za króla,“ ale co się nas tyczy, to nie umiemy tego pojąć. Dla nas nie jest to żadne dzieło dyletantyzmu, żadna urzędowość ugrzeczniona: śmierć to wprost surowa, rzecz poważna. Doszło do tego, że wezwano do wojny, rzucono hasło do boju straszliwego, gdzie człowiek człowieka zabija, boryka się z człowiekiem, mając ogień wściekłości w oczach, aby przez to sprawę rozstrzygnąć, — pobudzono zawarty w człowieku pierwiastek piekielny!