Strona:Theodore Roosevelt - Życie wytężone.pdf/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Odwiedza ich, zajmuje się nimi, kiedy są chorzy, chrzci dzieci, pociesza tych, których dotknęła niedola, i jest zawsze gotów do służenia radą i pomocą, o ile jej ktoś potrzebuje; jednem słowem, od początku do końca tygodnia jest obrazem zupełnie szczerego, gorliwego, ciężko pracującego starego chrześcijanina. Jest to może typ najzdrowszy. Wszystko trzeba brać w stosunku do środowiska, bo w okręgach wiejskich cnota samopomocy jest bardzo wysoko rozwinięta i mało się korzysta z wielkiego, zorganizowanego miłosierdzia. Sąsiedzi znają jeden drugiego. Najbiedniejsi i najbogatsi mniej lub więcej stykają się z sobą, a uczucia miłosierne znajdują proste i naturalne ujście w metodach domowych praktykowania dobrych uczynków. Nie znaczy to wcale, aby nie było miejsca na ogromną ilość pracy w społecznościach wiejskich, we wsiach i miasteczkach. Od czasu do czasu, podróżując po stanie wpada się na jakąś bibliotekę publiczną na lokal stowarzyszenia chrześcijańskiego młodych ludzi, albo na inną budowlę tego rodzaju, wzniesioną przez członka, który się urodził na miejscu, który zrobił majątek gdzieindziej i który czuje, że dobrze byłoby zostawić po sobie jakąś pamiątkę miejscu rodzinnemu. Dar taki jest błogosławieństwem bardzo szerokiego pokroju. Jeszcze lepszem jest to, co zrobiono w zakresie bibliotek ruchomych i innych podobnych rzeczy przez zjednoczone działanie tych mężczyzn i tych kobiet, które jasno zdają sobie sprawę z potrzeb intellektualnych ludzi, żyjących zdała od wielkich środowisk naszej nieco gorączkowej cywilizacyi