Strona:Theodore Roosevelt - Życie wytężone.pdf/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

soko. Prawdopodobnie żadna inna klasa obywateli nie robi nic zbliżonego do tej pracy bezinteresownej dla współobywateli. Dla tych, którzy są bardzo blizko ich postawieni, twierdzenie to wyda się strasznie banalnem i płaskiem. Ale istnieje w opinii publicznej grupa nie do lekceważenia, która, sądząc z mów, pism i żartów, jakie sobie upodobała, nie ma najmniejszego pojęcia o tym stanie rzeczy. Gdyby tacy ludzie chcieli sobie tylko zadać trud zbadania aż do końca istotnej treści życia duchownego, pastora, czy księdza, pracującego znojnie, sądzę, że uczuliby nieco wstydu z powodu tonu impertynenckiego, który chętnie przybierają, mówiąc o nich.
W okręgach miejskich nauczyciel ewangelii jest normalnie członkiem i naczelnikiem swojej kongregacyi i pozostaje z nią w ścisłym osobistym stosunku. Dzieli i kieruje częściowo życie intelektualne i moralne kongregacyi i zaspakaja jej potrzeby duchowe. Jeżeli gmina wyznaniowa jest uboga i składa się z ciężko pracujących, dzieli jej ubóstwo i pracuje równie ciężko. Jeżeli członkom powodzi się dobrze i on żyje w dobrobycie. Najpiękniejszą postacią, jaką mogę wywołać w moim umyśle, jest postać takiego duchownego wiejskiego w biednej gminie, złożonej z dzierżawców, położonej nieopodal stolicy stanu New-York, starego, dzielnego człowieka, który przez sześć dni w tygodniu pracuje ciężko na swojej roli, a siódmego dnia głosi z kazalnicy, zaleca to, co sam robił.
Praca na roli nie zajmuje mu całych dni, bo nie zaniedbuje ani jednej potrzeby swoich parafian.