Strona:Theodore Roosevelt - Życie wytężone.pdf/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ośmieszają, go jako „opportunistę”, przecież przez lekkomyślność lub fanatyzm nie przestają szkodzić sprawie, której on służy istotnie, a oni służą z zawodu. Niech ich lekceważy; bo chociaż stosownie do swych skłonności są oni wrogami polityki racyonalnej, to przecież są tylko samiczkami, a prawdziwymi i niebezpiecznymi wrogami sprawy, która im jest droga, są te istoty nikczemne, które tuczą się złem naszego systemu politycznego, korzystają z jego istnienia i swojem własnem istnieniem zdążają do uwiecznienia i zwiększenia zła tego. Nie trzeba, abyśmy pozwolili odciągnąć się od naszej walki z tymi potężnymi i skutecznymi nikczemnikami za pomocą gniewu na tych pustych gadułów, którzy uważają się za wodzów sił reformatorskich, podczas gdy w istocie są tylko maruderami na bocznych ścieżkach i w aryergardzie.
Człowiek niepraktyczny z zawodu, który wyśmiewa się ze zdrowych i uczciwych poszukiwaczy dobra, który wydrwiwa ludzi, idących skromnie w ślady tych, co pracowali, aby osiągnąć rezultaty praktyczne za czasów Waszyngtona, a potem jeszcze Lincolna, który ogłasza ich jako służalców epoki i ludzi kompromisu, człowiek ten jest naturalnie sprzymierzeńcem zepsucia. Ale ostatecznie można go lekceważyć, podczas gdy istotnym i niebezpiecznym wrogiem jest politykant zepsuty, którego lekceważyć nie możemy. Kiedy jeden z tych antypraktyków z zawodu nazywa postępowanie ludzi przyzwoitych „salcesonem z ideału i praktyczności”, jest do pewnego stopnia zabawnym, bo nieświadomie wypisuje własne potępienie, wykazując własną niezdol-