Strona:Tatry. Przez Podtatrzanina.pdf/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Chciwych tam ludzi nielitośna ręka,
Nie śmie nieść ciosu, ni zadać im rany;
A gdy z drzew które z starości zastęka,
Sam je zraniwszy, zniszczy Pan nad Pany.

Gdy w wód krysztale u stromej opoki
Niebo się przejrzy — nurt szemrze modlitwę;
Gdy na nie chmurno spoglądną obłoki,
Wiatry śmiertelną wszczynają gonitwę.

Przelękłe stawy wnet jęczą rozgłośnie,
W głębiach uśpione budzą się bałwany —
Iglice trwożą — patrzą się litośnie,
Sam Bóg nieledwie o Tatry stroskany.

O co żałosne, pokorne a ciche,
Na to się niebo spogląda z czułością;
A co hałasi i podrasta w pychę,
Przed gniewną Boga niknie oblicznością.