Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 85.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2370   —

sarska Mość nie traci czasu, gdyż za chwilę może być za późno!
Cesarz odzyskał równowagę i rzekł:
— Dziękuję. Jeżeli ratunek jest możliwy, nie będę się opierał, nie pójdę jednak bez mego wiernego Mejii i bez tego pana.
Wskazał na adjutanta, który wyszedł z namiotu.
— Któż to taki? — zapytał Robert, z trudem chwytając oddech.
— Książę Salm, mój adjutant.
— Dobrze, zgoda. Gdzież jest Mejia?
— Na Cerro de las Campanas.
— W takim razie nie ma dlań ratunku.
— A więc i ja pozostanę.
Brzęk oręża dolatywał coraz groźniejszy.
— Na miłość Boską, niech Wasza Cesarska Mość nie zwleka! — nalegał Robert. — W przeciągu kilku minut ogród zostanie zajęty, a republikanie wedrą się do miasta!
— Bez Mejii nie ruszę się stąd — brzmiała niezłomna odpowiedź.
— Błagam w imieniu wszystkich zwolenników Waszej Cesarskiej Mości, zaklinam Waszą Cesarską Mość na dobro ojczyzny, na sławę Austrii! Będę — Ah! Za późno, za późno! Chodźmy, chodźmy!...
Ujął cesarza pod ramię i poprowadził w jedną z alei. Książę Salm pobiegł śpiesznie za nimi. — —
Tymczasem generał Velez wpadł do ogrodu ze swym oddziałem i ryczał wściekłym głosem: